Letnie
Igrzyska Olimpijskie były, są i prawdopodobnie zawsze będą marzeniem i celem
treningów większości, o ile nie wszystkich, sportowców. W ilu wywiadach w
telewizji, radiu, czy internecie słyszy się ich wypowiedzi na temat ważności
tej imprezy! Bądźmy szczerzy, nie ma lepszej nagrody, lepszego uznania kariery
sportowej niż medal olimpijski zawieszony na szyi. A jeśli okaże się, że medal
ten wykonany jest ze złota – wtedy euforia sięga apogeum. W ciągu mojego życia
do tej pory udało mi się zdobyć kilka złotych medali, jednak wydaje mi się, że
jest to zaledwie ułamek ułamka tego, co czuje się na olimpiadzie. Nie ukrywam,
znajduję się w kręgu sportowców, którzy marzą o tym jedynym w swoim rodzaju
krążku.
Lekkoatletyka
od zawsze była dla mnie czymś wyjątkowym. Może dlatego, że od kiedy pamiętam rodzice
wysyłali mnie do różnego typu klubów sportowych, a może dlatego, że po prostu
lubiłam biegać. Po „treningach” lekkoatletycznych dla dzieci (bo prawdziwych
treningów żadne dziecko nie zniesie) przyszedł czas na szkoły
sportowe. Czy miałam przyjaciół? Czy miałam życie? Cóż, nie. Niektórzy moi
rówieśnicy zawsze pytali, jak mogę tak żyć. Ja natomiast zastanawiałam się jak
oni to robią – jak spędzają popołudnia, jeśli nie na treningach? Musieli się
okropnie nudzić. Chyba po prostu byłam do swojego życia przyzwyczajona,
przecież tylko takie znałam.
I tak
właśnie minęło dwadzieścia lat mojej obecności na tym świecie.
Treningi
od małego przyczyniły się do wielu zwycięstw w mojej karierze wśród młodziczek,
potem i juniorek. Po skończeniu 18 lat chciałam jak najszybciej dostać się do
ligi seniorskiej, co po wielu trudach także się udało. Meetingi, mistrzostwa –
we wszystkim tym brałam udział. I to wszystko sprowadziło mnie właśnie tutaj.
Uśmiechnęłam
się do siebie, wzięłam głęboki wdech, przekręciłam kluczyk w zamku i pchnęłam
drzwi mieszkania znajdującego się w Wiosce Olimpijskiej. To było moje mieszkanie.
Bo oto zaczynała się jedna z najważniejszych przygód mojego życia –
zakwalifikowałam się na Letnie Igrzyska Olimpijskie.
Przeszłam
przez krótki korytarzyk, gdzie zostawiłam wszystkie torby i bluzę. Po lewej
stronie znajdowała się niewielka łazienka z prysznicem, umywalką i dużym lustrem. Ściany
pokryte zostały niebieskimi kafelkami. Na wprost od wejścia znajdowała się
sypialnia z dużym łóżkiem i telewizorem. We wgłębieniu za drzwiami stał stolik
z kilkoma talerzami, kubkami i sztućcami, a na półce obok umieszczono czajnik.
Moją uwagę przykuła przeszklona ściana pokoju. O dziwo, nie było to tylko
bardzo duże okno, ale znajdowały się w nim drzwi na niewielki balkonik.
Pokiwałam głową z aprobatą. Tak, zdecydowanie przyjemnie będzie się tu żyło. Jeśli mieszkanie każdego reprezentanta wyglądało tak samo, to nawet
nie chciałam wiedzieć, ile to wszystko kosztowało.
Miałam
bardzo dużo czasu, żeby się zaaklimatyzować. Przyjechałam do Wioski w dzień
ceremonii otwarcia, a zawody lekkoatletyczne miały się zacząć dopiero sześć
dni później.
Otworzyłam
drzwi balkonowe i wyszłam za próg. Nabrałam do płuc świeżego powietrza i
opierając się o poręcz, rozejrzałam się po okolicy. W sumie, nie było za bardzo
na co patrzeć. Właściwie wszelkie widoki
zasłaniały pozostałe budynki mieszkalne. Gdzieś tam pomiędzy nimi dostrzegłam
fragment stadionu, na którym miałam niebawem rywalizować. Uniosłam wzrok na
niebo, które przebarwiało się z błękitnego na róż wpadający w pomarańcz. Słońce
chyliło się ku zachodowi, a otwarcie tej najważniejszej imprezy sportowej miało
nastąpić już niedługo.
Kiedy
wróciłam do sypialni i spojrzałam na tarczę plastikowego budzika postawionego
na szafeczce tuż przy łóżku, zdałam sobie sprawę z tego, że zostało mi naprawdę
niewiele czasu, a musiałam się jeszcze odświeżyć po podróży. Wzięłam więc
szybki prysznic, uczesałam swoje blond włosy w kitkę i założyłam reprezentacyjne
ubrania. Stanęłam przed lustrem w łazience. Nie mogłam powstrzymać się od
posłania szerokiego uśmiechu do swojego odbicia.
W
drodze do drzwi wyjściowych chwyciłam jeszcze telefon, który włożyłam do
kieszeni bluzy, zamknęłam mieszkanie na klucz i ruszyłam.
Na
korytarzu budynku mieszkalnego, który należał do reprezentacji Polski minęłam
kilkoro bardzo sławnych sportowców, z którymi witałam się uśmiechami. Wszyscy
byli tak samo podekscytowani tym, co się tu działo – nie ważne, czy były to ich
pierwsze igrzyska, czy dwudzieste, czy sto dwudzieste.
Mniej
więcej trzydziestoosobowa grupa naszych reprezentantów właśnie szła w stronę
stadionu, przyłączyłam się więc do nich i miałam nadzieję, że w ten sposób
przynajmniej się nie zgubię.
Po
drodze nie za bardzo miałam czas na podziwianie widoków. Skupiłam się na nie
odłączaniu od grupy. Co jakiś czas przychodził obok mnie ktoś ubrany w swoje
barwy narodowe, wszyscy witali się uśmiechem czy kiwnięciem głowy. Panowała
niesamowita atmosfera, pełna przyjaźni i radości. Coś niesamowitego, naprawdę.
Dojście
na stadion olimpijski nie zajęło nam dużo czasu. Całe szczęście, bo dosyć
dziwnie się czułam. Nie znałam chyba nikogo z obecnych, a cała grupa dogadywała
się świetnie. Żartowali, śmiali się, intensywnie gestykulowali, zachowywali się
jak dobrzy przyjaciele. To wszystko sprawiało, że czułam się nieco odepchnięta,
wręcz niechciana. Stwierdziłam, że trzeba będzie to zmienić i poszukać sobie
jakichś znajomych, jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało.
Nie
zdążyłam jednak odezwać się do nikogo, bo chwilę później byliśmy przy
stadionie.
Jaka
jest jedyna wada uczestniczenia w igrzyskach? Ano nie dane jest nam obejrzeć
całej ceremonii otwarcia na żywo. Z tego, co widziałam i, w większości,
słyszałam – tegoroczna była naprawdę, naprawdę dobra. Zrobiłam kilka zdjęć,
nakręciłam kilka filmików. Emocje były naprawdę nieziemskie.
Podczas
powrotu w końcu odważyłam się i zagadałam do dziewczyny, która akurat szła obok
mnie, także w milczeniu. Miała na imię Ania i powiedziała, że skacze o tyczce.
Po chwili zorientowałam się, że faktycznie wyglądała jakoś znajomo, musiałam
więc widzieć ją kiedyś w telewizji. Po chwili przyłączył się do nas także
mężczyzna, który przedstawił się jako Darek i w takim gronie wróciliśmy do
Wioski.
Później
okazało się, że Ania mieszkała na tym samym piętrze tego samego budynku, co ja.
Spotkałyśmy się więc w moim pokoju, gdzie do nocy siedziałyśmy razem i
rozmawiałyśmy dosłownie o wszystkim. Dziwne, ale naprawdę ją polubiłam. Podobał
mi się jej optymizm i pozytywne podejście do świata. Oczywiście, denerwowała
się przed swoim startem na igrzyskach, ale otwarcie mówiła o tym, że nie liczy
na wysokie miejsca. Powiedziała, że po prostu nie chce przynieść wstydu naszemu
krajowi, co naprawdę mnie wzruszyło. Chyba myślałam tak samo, co bardzo mnie
uradowało. W końcu ktoś mnie rozumiał. Szerze ucieszyłam się na myśl, że nie
będę czuła się już tak samotna.
_____________________
Prolog, jak to prolog, nic się w nim nie dzieje. Mam nadzieję, że nikogo zbyt nie zniechęci i będziecie wpadać tutaj co jakiś czas. Rozdziały powinny pojawiać się mniej-więcej co tydzień.
Na razie akcja rozgrywa się na igrzyskach olimpijskich, jak już wyczytaliście, ale (ciekawostka) w żadnym konkretnym miejscu.
Bohaterowie w większości są wymyśleni przeze mnie, jednak niektóre nazwiska będą wam dobrze znane.
To chyba na tyle, zapraszam do wyrażania opinii w komentarzach.
D.