wtorek, 24 czerwca 2014

Prolog

    
     Letnie Igrzyska Olimpijskie były, są i prawdopodobnie zawsze będą marzeniem i celem treningów większości, o ile nie wszystkich, sportowców. W ilu wywiadach w telewizji, radiu, czy internecie słyszy się ich wypowiedzi na temat ważności tej imprezy! Bądźmy szczerzy, nie ma lepszej nagrody, lepszego uznania kariery sportowej niż medal olimpijski zawieszony na szyi. A jeśli okaże się, że medal ten wykonany jest ze złota – wtedy euforia sięga apogeum. W ciągu mojego życia do tej pory udało mi się zdobyć kilka złotych medali, jednak wydaje mi się, że jest to zaledwie ułamek ułamka tego, co czuje się na olimpiadzie. Nie ukrywam, znajduję się w kręgu sportowców, którzy marzą o tym jedynym w swoim rodzaju krążku.
     Lekkoatletyka od zawsze była dla mnie czymś wyjątkowym. Może dlatego, że od kiedy pamiętam rodzice wysyłali mnie do różnego typu klubów sportowych, a może dlatego, że po prostu lubiłam biegać. Po „treningach” lekkoatletycznych dla dzieci (bo prawdziwych treningów żadne dziecko nie zniesie) przyszedł czas na szkoły sportowe. Czy miałam przyjaciół? Czy miałam życie? Cóż, nie. Niektórzy moi rówieśnicy zawsze pytali, jak mogę tak żyć. Ja natomiast zastanawiałam się jak oni to robią – jak spędzają popołudnia, jeśli nie na treningach? Musieli się okropnie nudzić. Chyba po prostu byłam do swojego życia przyzwyczajona, przecież tylko takie znałam.
     I tak właśnie minęło dwadzieścia lat mojej obecności na tym świecie.
     Treningi od małego przyczyniły się do wielu zwycięstw w mojej karierze wśród młodziczek, potem i juniorek. Po skończeniu 18 lat chciałam jak najszybciej dostać się do ligi seniorskiej, co po wielu trudach także się udało. Meetingi, mistrzostwa – we wszystkim tym brałam udział. I to wszystko sprowadziło mnie właśnie tutaj.
     Uśmiechnęłam się do siebie, wzięłam głęboki wdech, przekręciłam kluczyk w zamku i pchnęłam drzwi mieszkania znajdującego się w Wiosce Olimpijskiej. To było moje mieszkanie. Bo oto zaczynała się jedna z najważniejszych przygód mojego życia – zakwalifikowałam się na Letnie Igrzyska Olimpijskie.
     Przeszłam przez krótki korytarzyk, gdzie zostawiłam wszystkie torby i bluzę. Po lewej stronie znajdowała się niewielka łazienka z prysznicem, umywalką i dużym lustrem. Ściany pokryte zostały niebieskimi kafelkami. Na wprost od wejścia znajdowała się sypialnia z dużym łóżkiem i telewizorem. We wgłębieniu za drzwiami stał stolik z kilkoma talerzami, kubkami i sztućcami, a na półce obok umieszczono czajnik. Moją uwagę przykuła przeszklona ściana pokoju. O dziwo, nie było to tylko bardzo duże okno, ale znajdowały się w nim drzwi na niewielki balkonik. Pokiwałam głową z aprobatą. Tak, zdecydowanie przyjemnie będzie się tu żyło. Jeśli mieszkanie każdego reprezentanta wyglądało tak samo, to nawet nie chciałam wiedzieć, ile to wszystko kosztowało.
     Miałam bardzo dużo czasu, żeby się zaaklimatyzować. Przyjechałam do Wioski w dzień ceremonii otwarcia, a zawody lekkoatletyczne miały się zacząć dopiero sześć dni później.
     Otworzyłam drzwi balkonowe i wyszłam za próg. Nabrałam do płuc świeżego powietrza i opierając się o poręcz, rozejrzałam się po okolicy. W sumie, nie było za bardzo na co patrzeć.  Właściwie wszelkie widoki zasłaniały pozostałe budynki mieszkalne. Gdzieś tam pomiędzy nimi dostrzegłam fragment stadionu, na którym miałam niebawem rywalizować. Uniosłam wzrok na niebo, które przebarwiało się z błękitnego na róż wpadający w pomarańcz. Słońce chyliło się ku zachodowi, a otwarcie tej najważniejszej imprezy sportowej miało nastąpić już niedługo.
     Kiedy wróciłam do sypialni i spojrzałam na tarczę plastikowego budzika postawionego na szafeczce tuż przy łóżku, zdałam sobie sprawę z tego, że zostało mi naprawdę niewiele czasu, a musiałam się jeszcze odświeżyć po podróży. Wzięłam więc szybki prysznic, uczesałam swoje blond włosy w kitkę i założyłam reprezentacyjne ubrania. Stanęłam przed lustrem w łazience. Nie mogłam powstrzymać się od posłania szerokiego uśmiechu do swojego odbicia.
     W drodze do drzwi wyjściowych chwyciłam jeszcze telefon, który włożyłam do kieszeni bluzy, zamknęłam mieszkanie na klucz i ruszyłam.
     Na korytarzu budynku mieszkalnego, który należał do reprezentacji Polski minęłam kilkoro bardzo sławnych sportowców, z którymi witałam się uśmiechami. Wszyscy byli tak samo podekscytowani tym, co się tu działo – nie ważne, czy były to ich pierwsze igrzyska, czy dwudzieste, czy sto dwudzieste.
     Mniej więcej trzydziestoosobowa grupa naszych reprezentantów właśnie szła w stronę stadionu, przyłączyłam się więc do nich i miałam nadzieję, że w ten sposób przynajmniej się nie zgubię.
     Po drodze nie za bardzo miałam czas na podziwianie widoków. Skupiłam się na nie odłączaniu od grupy. Co jakiś czas przychodził obok mnie ktoś ubrany w swoje barwy narodowe, wszyscy witali się uśmiechem czy kiwnięciem głowy. Panowała niesamowita atmosfera, pełna przyjaźni i radości. Coś niesamowitego, naprawdę.
     Dojście na stadion olimpijski nie zajęło nam dużo czasu. Całe szczęście, bo dosyć dziwnie się czułam. Nie znałam chyba nikogo z obecnych, a cała grupa dogadywała się świetnie. Żartowali, śmiali się, intensywnie gestykulowali, zachowywali się jak dobrzy przyjaciele. To wszystko sprawiało, że czułam się nieco odepchnięta, wręcz niechciana. Stwierdziłam, że trzeba będzie to zmienić i poszukać sobie jakichś znajomych, jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało.
     Nie zdążyłam jednak odezwać się do nikogo, bo chwilę później byliśmy przy stadionie.
     Jaka jest jedyna wada uczestniczenia w igrzyskach? Ano nie dane jest nam obejrzeć całej ceremonii otwarcia na żywo. Z tego, co widziałam i, w większości, słyszałam – tegoroczna była naprawdę, naprawdę dobra. Zrobiłam kilka zdjęć, nakręciłam kilka filmików. Emocje były naprawdę nieziemskie.
     Podczas powrotu w końcu odważyłam się i zagadałam do dziewczyny, która akurat szła obok mnie, także w milczeniu. Miała na imię Ania i powiedziała, że skacze o tyczce. Po chwili zorientowałam się, że faktycznie wyglądała jakoś znajomo, musiałam więc widzieć ją kiedyś w telewizji. Po chwili przyłączył się do nas także mężczyzna, który przedstawił się jako Darek i w takim gronie wróciliśmy do Wioski.
     Później okazało się, że Ania mieszkała na tym samym piętrze tego samego budynku, co ja. Spotkałyśmy się więc w moim pokoju, gdzie do nocy siedziałyśmy razem i rozmawiałyśmy dosłownie o wszystkim. Dziwne, ale naprawdę ją polubiłam. Podobał mi się jej optymizm i pozytywne podejście do świata. Oczywiście, denerwowała się przed swoim startem na igrzyskach, ale otwarcie mówiła o tym, że nie liczy na wysokie miejsca. Powiedziała, że po prostu nie chce przynieść wstydu naszemu krajowi, co naprawdę mnie wzruszyło. Chyba myślałam tak samo, co bardzo mnie uradowało. W końcu ktoś mnie rozumiał. Szerze ucieszyłam się na myśl, że nie będę czuła się już tak samotna.


_____________________

Prolog, jak to prolog, nic się w nim nie dzieje. Mam nadzieję, że nikogo zbyt nie zniechęci i będziecie wpadać tutaj co jakiś czas. Rozdziały powinny pojawiać się mniej-więcej co tydzień. 
Na razie akcja rozgrywa się na igrzyskach olimpijskich, jak już wyczytaliście, ale (ciekawostka) w żadnym konkretnym miejscu.
Bohaterowie w większości są wymyśleni przeze mnie, jednak niektóre nazwiska będą wam dobrze znane. 
To chyba na tyle, zapraszam do wyrażania opinii w komentarzach.
D.