Moje życie było naprawdę nudne i
monotonne. Kompletnie nic się nie działo. Całe szczęście, że miałam Ankę, z
którą regularnie rozmawiałam – była chyba jedyną osobą, która pomagała mi nie
zwariować. Darek, podobnie jak ja, mieszkał w Krakowie, więc z nim co jakiś
czas się spotykałam. Wyjawiłam mu nawet, że nie miałam już trenera i
poprosiłam, by pomógł mi w poszukiwaniach klubu, który dałby mi możliwość
trenowania, bo tymczasowo ćwiczyłam sama.
Zazwyczaj wstawałam wcześnie
rano, brałam krótki, odświeżający prysznic, po którym ubierałam się w coś
wygodnego i wychodziłam z domu, żeby pobiegać. Przemierzałam różne dystanse, w
sumie zależało to od mojego humoru. Kiedy czułam się dobrze, po czterdziestu
minutach byłam z powrotem w domu, ale kiedy przychodziły gorsze dni, biegłam
przed siebie i wracałam do domu cała mokra od potu po nawet półtorej godziny, ale przynajmniej czułam się wtedy lepiej.
Po powrocie z porannego
treningu, jeśli tak to można było nazwać, sprawdzałam skrzynkę mailową, czy aby
jakiś klub nie zechciał mi odpisać, przygotowywałam lekki lunch i odpoczywałam
na kanapie, trzymając telefon w dłoniach i zastanawiając się, czy nie
zadzwonić, albo chociaż napisać do Włocha. Zawsze jednak dochodziłam do
wniosku, że był to zły pomysł, odkładałam urządzenie na stolik, szłam się
przebrać i wychodziłam na drugi trening, który organizowałam sobie na siłowni.
Wracałam wieczorem kompletnie
zmęczona, jadłam coś na kolację, oglądałam jakiś beznadziejny film w telewizji
i szłam spać. Nic szczególnego.
Moje życie po igrzyskach było
jedną wielką rutyną, z której nie mogłam się wyrwać. Jedyną ucieczką byłoby
znalezienie trenera, który pewnie chociaż próbowałby urozmaicić mój dzień, a
jeśli nie dzień, to chociaż treningi, na które zaczęły kończyć mi się pomysły.
Oczywiście, zanim zaczęłam
trenować na całego, musiałam przejść ponownie kilka badań, żeby sprawdzić, czy
moje mięśnie zdążyły się zregenerować po kontuzji. Przeszłam też krótką
rehabilitację, aby przygotować nogę do powrotu do ciężkiego wysiłku fizycznego
i chyba się udało, skoro, odpukać w niemalowane, jak na razie byłam w stanie
bezproblemowo wykonać każde zadane przez siebie ćwiczenie, co naprawdę mnie
uszczęśliwiało.
Rutyna została niejako przerwana
pewnego dnia, kiedy niespodziewanie usłyszałam dzwonek do drzwi. Przecież nikt
nigdy nie mnie odwiedzał. Darek zawsze wcześniej dzwonił, żeby się upewnić, czy
mam czas, a Ania mieszkała kilkaset kilometrów dalej. Rodzice natomiast chyba
całkiem o mnie zapomnieli, a inni znajomi, którzy wiedzieliby, gdzie
mieszkałam, najzwyczajniej w świecie nie istnieli.
Powoli podeszłam więc do
drewnianych drzwi, nie do końca pewna, czy je otworzyć. Po kilkunastu sekundach
jednak stwierdziłam, że to może listonosz (chociaż od dłuższego czasu nie było
dla mnie poczty) i przekręciwszy klucz w zamku, nacisnęłam klamkę.
Nie wiem, czego się
spodziewałam, ale wiem, czego się nie spodziewałam. Nawet nie pomyślałabym o
tym, że zaraz z progu wyskoczy na mnie Ania, która przecież powinna być w
Warszawie i która prawie udusiła mnie swoim uściskiem.
Stałam jak wryta nawet, gdy
wreszcie się ode mnie odsunęła i dokładnie lustrowała mnie wzrokiem.
- Nie jesteś w Warszawie? – To
było najbardziej logiczna rzecz, o jaką byłam w stanie zapytać.
- Nie, głupolu – odparła
tyczkarka, która wydawała się promieniować radością. – Stwierdziłam, że się za
wami stęskniłam, wsiadłam w pociąg i przyjechałam na pogaduchy.
- Za nami? – spytałam z
uniesionymi brwiami.
- No, za tobą i Darkiem, za
naszą olimpijską trójcą – odpowiedziała i znowu się uśmiechnęła.
- Czyli trzeba dzwonić do niego
i umówić się gdzieś na kawę? – Bo tak chyba się robiło, taką miałam nadzieję.
Niestety, w sprawach kontaktów z ludźmi byłam dość specyficzna w takim sensie,
że w ogóle ich nie rozumiałam. Niesamowicie dziwiło mnie, że udało mi się
utrzymać znajomość z tą dwójką, ale wydawało mi się, że była to bardziej ich
zasługa, chociaż i ja się starałam.
- Och, nie trzeba, kochana. Już
wszystko ustalone, idziemy do jednej z tych restauracji na rynku, ponoć jest
tam bardzo ładnie. – Kobieta pociągnęła mnie za rękę i ledwo zdążyłam zamknąć
drzwi, nie wspominając już o zabraniu telefonu czy portfela, o czym
powiedziałam Ani. Zbyła to machnięciem ręki i dodała, że nie miałam o co się
martwić, bo to ona stawiała.
Rynek, który był ważną częścią
Starego Miasta, jak zawsze był pełen ludzi. Niezależnie od pory dnia,
niezależnie od pogody, nie było dnia, kiedy coś by się tam nie działo. Bardzo
lubiłam to miejsce, mimo iż było typowo turystyczne, a zwyczajni mieszkańcy
Krakowa raczej tam nie przebywali. Podobał mi się klimat, jaki tworzyły stare,
piękne kamienice przy brukowych uliczkach. Wyglądały niesamowicie.
Ania pociągnęła mnie w stronę
jednego ze stolików wystawionych na bruku przed wejściem do restauracji, której
nazwy nie zdążyłam przeczytać. Czekał już tam na nas Darek, który przywitał się
z nami krótko i wskazał nam wolne krzesełka. Obydwie zajęłyśmy miejsca i nagle
zapadła cisza, jakby żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć.
- Ania, opowiadaj, co się
ciekawego działo w stolicy – zaczęłam jako pierwsza, czym właściwie zszokowałam
samą siebie. Czyżbym się otwierała? Czyżby mi się poprawiało?
- Oj, no wiesz... Stolica jak to
stolica. Zatłoczona, ale tak naprawdę nic się tam nie dzieje – odparła z
uśmiechem i spojrzała najpierw na Darka, a później na mnie. – A jak tutaj u
was? Muszę przyznać, że Kraków jest piękny.
- Chyba to samo –
odpowiedziałam. – W każdym razie, u mnie absolutnie nic się nie dzieje –
dodałam, na co kobieta uniosła pytająco brwi i już wiedziałam, że szykowała się
nam poważna rozmowa na temat tego, czemu u mnie nic się nie działo.
- Naprawdę? – odparł Darek. –
Nikt się jeszcze nie odezwał?
Pokręciłam głową.
- Sprawdzam maila chyba
codziennie i tak jak było pusto, tak jest. Wychodzi na to, że nikt mnie nie
chce, chyba do rozpoczęcia sezonu nic nie znajdę.
- Znajdziesz! – wykrzyknęli
razem Ania i Darek, którzy następnie zaczęli się śmiać. – Nie gadaj głupot –
dorzuciła Ania. – Każdy chciałby mieć u siebie niedoszłą mistrzynię olimpijską!
- Niedoszłą, właśnie –
podkreśliłam ze smutnym uśmiechem, po czym stwierdziłam, że sytuacja potrzebuje
zmiany tematu. – Darek, a u ciebie jak?
- A u mnie świetnie – odparł
mężczyzna z szerokim uśmiechem. – Znalazłem w końcu kobietę mojego życia –
dodał dumnie i uśmiechnął się tak szczerze, że nie dało się mu nie uwierzyć.
- To faktycznie świetnie! –
wykrzyknęłam, kiedy tylko zobaczyłam, jak dużo szczęścia mu ta kobieta dawała.
Dawno nie widziałam go aż tak rozpromienionego. – Kiedy ją poznamy? – dopytałam
od razu, bo bardzo chciałam wiedzieć, kim była owa wybranka.
- Wiesz, Gośka – zaczęła Ania,
zwracając się w moją stronę i w tym momencie już wszystko wiedziałam, już byłam
pewna tego, co dosłownie chwilę później usłyszałam z jej ust – właściwie to już
ją znasz – dokończyła z uśmiechem i wyciągnęła rękę w stronę mężczyzny, który
niemal natychmiast ją ujął i złożył na jej grzbiecie pocałunek.
- To ci dopiero zwrot akcji –
wyszeptałam z uśmiechem. Cieszyłam się z ich szczęścia, bo naprawdę na nie
zasługiwali. W sumie, można było stwierdzić, że do siebie pasowali. Obydwoje
zawsze i wszędzie emanowali tak pozytywną energią, że teraz prawdopodobnie
razem byli w stanie wyleczyć świat ze wszelkiego zła. Zaniepokoiło mnie tylko
to, że kiedy spojrzałam na ich splecione dłonie, tak naprawdę widziałam siebie
i Vettoriego, a o tym nie miałam najmniejszej ochoty myśleć. – Jak długo to
przede mną ukrywaliście? – dodałam po chwili milczenia z udawanym oburzeniem.
- Oj, kochana, nie ty jedna
miałaś takie ciekawe przygody podczas igrzysk – odpowiedziała wesoło Ania,
która tym jednym zdaniem chyba wszystko mi rozjaśniła, natomiast Darka wprawiła
w zakłopotanie.
- Teraz to ja o czymś nie wiem?
– zapytał, ale zbyłam to machnięciem ręki i wymruczanym „nieważne”, na co ten
odpowiedział udając urazę – O pewnie! Wy i te wasze sekrety! Niczego nie można
się od kobiet dowiedzieć, niczego. Okej, czuję się niechciany, idę do domu –
zwrócił się do Ani – będę na ciebie czekał, jak już skończycie te wasze
ploteczki. – Spojrzał w moją stronę – widzimy się jutro, młoda! – Nie
wiedziałam, o co mu chodziło, ale wyszło na to, że byliśmy na następny dzień
umówieni, na co nie narzekałam. Mężczyzna po chwili najzwyczajniej w świecie
wstał, zasunął krzesło, pocałował tyczkarkę w policzek i ruszył w kierunku
ulicy Siennej, którą prawdopodobnie najłatwiej było się wydostać z obszaru
rynku.
- Dobra, w końcu sobie poszedł i
możemy spokojnie porozmawiać – kobieta klasnęła w dłonie uradowana i spojrzała
na mnie z wyczekiwaniem. – No, słucham, jak się układa?
- Jak co ma się układać? –
odparłam niezbyt przekonana.
- Już ty wiesz co! – Szczerze
mówiąc, zabrzmiała trochę groźnie, wiedziałam więc, że nici z mojej obrony.
Jeśli Ania chciała coś wiedzieć, dowiadywała się i tak było także w tym
przypadku. – Co z Lucą?
- A co ma być? – odpowiedziałam pytaniem
na pytanie, co najwidoczniej mojej towarzyszki nie uszczęśliwiło. Jej
zmarszczone czoło dokładnie mówiło mi, że zbliżałam się do granic jej
wytrzymałości. – Nic nie ma, bo nic nie było. Żadne z nas niczego nie
obiecywało...
- Obiecałaś, że się do niego
odezwiesz, dlatego zostawił ci numer.
- ... poza tym, to by nie miało
najmniejszego sensu, tylko byśmy się męczyli.
- Czy ty siebie słyszysz
dziewczyno? A może zapomniałaś już, co się działo podczas igrzysk? – Kobieta
pokręciła głową z westchnieniem i kontynuowała łagodniej. – Widzę, że tego
chcesz, on także tego chce, więc chwyć telefon i zadzwoń do niego, przecież nic
się nie stanie.
- Kiedy ja w ten sposób chcę po
prostu zaoszczędzić i sobie, i jemu niepotrzebnych rozczarowań. Nie oszukujmy
się, przecież Włochy nawet nie leżą blisko Polski. Musiałby się zdarzyć jakiś
cud, żebyśmy się znowu spotkali. Lepiej będzie, jak o tym zapomnimy i obydwoje
poszukamy kogoś bardziej osiągalnego.
- Naprawdę jesteś w stanie o nim
zapomnieć?
Nie. Nie byłam. Mimo że wydawało się
to kompletnie dziwne i nielogiczne, już wiedziałam, że nie będę w stanie nigdy
o nim zapomnieć. Mimo że tak naprawdę nigdy nie połączyło nas nic więcej niż
kilka pocałunków. Mimo że żadne z nas nie złożyło żadnej deklaracji. Było coś w
nim i w tym, jak reagował na niego mój organizm, co nie pozwoliłoby mi
zapomnieć o tym wszystkim, co kiedyś zaistniało. Kiedyś. Kiedyś, bo wydawało mi
się, że minęła wieczność. Gorzej, wydawało mi się, że wszystko to było tylko
snem, z którego się przebudziłam i wróciłam do realnego świata całkowicie
zagubiona. I mimo że nic wiążącego się nie wydarzyło, nie byłam w stanie dać
odejść tym wszystkim wspomnieniom. Ale musiałam próbować. Przecież świat się na
nim nie kończył. Nie mogłam tak myśleć, bo byłabym skończona. Musiałam wierzyć
w to, że pewnego dnia jakiś mężczyzna zajmie miejsce Włocha i będę w stanie
normalnie żyć. Może był to po prostu jeden z tych, o których myśli się zawsze,
że to ten jedyny i absolutnie nigdy nie przestanę o nim myśleć, a po dwóch
miesiącach nagle puff i magicznym
sposobem już niego nie potrzebuję? W tej chwili miałam ogromną nadzieję, że tak
właśnie było, a ja brałam wszystko nazbyt poważnie.
- Tak – skłamałam, chociaż
dobrze wiedziałam, że Ania to zauważyła.
Kobieta przez dłuższą chwilę się
nie odzywała, co wzięłam za niezbyt sprzyjający mi znak. W końcu wzruszyła
ramionami.
- To twoje życie, Gosia –
powiedziała. – To twoje życie i twoje serce i jaką decyzję podejmiesz, taką
podejmiesz, ale przemyśl to wszystko jeszcze raz. Ja na twoim miejscu jednak
chwyciłabym za ten głupi telefon i wystukała głupi numer i chociaż sprawdziła
co u niego. Po prostu nie chcę, żebyś czegokolwiek żałowała.
- Już dawno podjęłam decyzję –
odrzekłam, starając się zachować obojętny ton. Poczułam delikatne zawroty
głowy, bo wiedziałam, że Ania miała rację, a ja będę żałowała.
_________________________
Będzie żałowała?
Do następnego